Czy to jakieś fatum, czy przypadek, z Odrą zawsze był kłopot. Naszym kibicom Odra najczęściej kojarzy się z Opolem, ale nie tylko ta Odra jest źródłem problemów. Tym razem chodzi o Wodzisław. Jak na Odrę przystało, klub z tradycjami i historią. Nawet I-ligową. Tą prawdziwą I-ligową, dziś nazywaną ekstraklasą. Przez kilka sezonów Wodzisław straszył potentatów polskiej piłki, no może nie tak dosłownie, ale parę punktów na nich zdobył. Jednym zdaniem, solidna piłkarska firma.
Potem jednak coś się zacięło. Klub nie udźwignął kosztów, zadłużył się i wycofał z rozgrywek. Że jednak historia próżni nie znosi, w miejsce starego zgłoszono do grania nowy klub, który zaczął rozgrywki od C-klasy i nazywał się też Odra. Droga na piłkarskie salony wydawała się długa, jeśli nie niemożliwa, tradycja jednak zobowiązywała. Wodzisław zaczął mozolnie ciułać C-klasowe punkty, by zacząć piąć się w ligowej drabince.
Nie zdążył. Droga wiodąca przez ucho igielne za dużo posiadała zakrętów i zbyt długa była, by klub z „takimi” tradycjami musiał się przez nią przedzierać. Wtenczas pojawiła się droga na skróty. Tak się złożyło, że w Bogdanowicach też zaczęło być pod górkę, a miejscowy Start zaczęły przerastać koszty utrzymania w IV lidze. Włodarze Startu zaczęli się rozglądać za okazją, czy nie dałoby się sprzedać miejsca w lidze, wszak PZPN na takie praktyki daje przyzwolenie i nie trzeba przy tym obawiać się wizyty prokuratora. W Wodzisławiu szybko okazję zwęszyli, a że swój do swego ciągnie, oba kluby szybko się dogadały. Odpowiednia licencja została sprzedana/kupiona i zamiast Startu w rundzie wiosennej na boisko wybiegała już Odra. Z początku, dla niepoznaki, nazywana Start-Odra, ale od kolejnego już sezonu nikt się z tym nie krył. Odra Wodzisław z C-klasy „awansowała” od razu do IV ligi i w ten sposób zbankrutowany wcześniej klub złapał pana Boga za nogi. Powrót na salony, co prawda tylko śląskie, trwał bardzo szybko. Długa i kręta droga dobra jest dla frajerów, których nie stać na kupno miejsca w lidze, lub którzy zwyczajnie się tym brzydzą.
Pozostał jeszcze problem, jak kupno ligi załatwić formalnie, wszak miejsce w IV lidze ciągle należało do Startu i przypadało opolskiemu OZPN-owi, a Wodzisław grał w lidze katowickiej. Otóż znalazło się wyjście i z tej sytuacji. Opolski OZPN zgodził się na fuzję Odry ze Startem i przyjął Odrę w ramach polskiej gościnności do swoich rozgrywek. I tak przecież wiele to nie zmieniało, bo IV liga gra po całym Górnym Śląsku, więc Bogdanowice czy Wodzisław wielkiej różnicy nie robiło. Zmieniało za to dużo od strony kasy. Opłaty zgłoszeniowe, transferowe, licencyjne itp. od tego momentu zaczęły wpadać na konto opolskiego OZPN-u, a pieniądz przecież nie śmierdzi. Że głupio wyglądało? Kogo to obchodziło. I tak wszyscy wiedzieli, że chodziło tylko o to, by wepchnąć Odrę jak tylko wysoko się dało, przecież tak zasłużony klub nie zasługiwał na pałętanie się po C-klasie.
Przy okazji niejako Odra zagrała też w opolskim pucharze, który raz nawet wygrała, nikt jednak się tym nie przejmował, bo puchar, jak wszystkim wiadomo, jest tylko zbędnym dodatkiem do rozgrywek ligowych. Żeby śmieszniej było, Bogdanowice, które ligę sprzedały do Wodzisławia, zgłosiły do rozgrywek nowy klub, pod nazwą, a jakże, Start Bogdanowice i grają w nich do dziś. Grają więc dwa Starty Bogdanowice, jeden w A-klasie, drugi (jeszcze) w IV lidze. Ten drugi ma jednak zmienioną nazwę na Odra Wodzisław.
Oliwa ponoć sprawiedliwa, choć również nierychliwa. Po kilku sezonach od wspaniałego „awansu” Odry do IV ligi okazało się, że te progi dla klubu z Wodzisławia są jednak za wysokie, a kupione wcześniej w lidze miejsce traci na wartości. Z punktu widzenia Bogdanowic był to świetny interes i gdyby nie liczyć wstydu ze sprzedania swojej tożsamości można by go uznać za wzorcowy przykład robienia biznesu w piłce. Wodzisław jednak na transakcji stracił, a za próbę „odkupienia” swoich tradycji zwyczajnie przepłacił. Szykuje się spadek do V ligi, do której pewnie i tak by awansował, może nawet też tej wiosny, ale za to zdecydowanie niższym kosztem. Ten sam wynik można było bowiem osiągnąć wygrywając przez te kilka lat na boisku, a w przypadku Wodzisławia było to do zrobienia.
W kropce znalazł się za to OZPN. Wedle papierów w Opolu Wodzisław to klub opolski, więc spada do V ligi opolskiej, w Katowicach papierów Odry nie mają i nie bardzo się kwapią z przyjęciem jej do swojego grona. W sumie nic w tym dziwnego, Wodzisław w Katowicach to dezerter, który nie chciał grać ze swoimi, teraz wraca jak syn marnotrawny, tylko miłosierdzia ze strony SlZPN-u nie widać. Problem ma Opole, bo naprawdę nie ma dobrego wyjścia z sytuacji. Najlepiej byłoby wynaleźć na Wodzisław haka i z rozgrywek wykluczyć i niech Odra zaczyna grać od nowa, gdzie chce. To jednak byłoby zbyt grubymi nićmi szyte i za bardzo śmierdziało. Można spuścić z V ligi opolskiej jedną drużynę ekstra i Wodzisław przyjąć do niej (ewentualnie powiększyć ligę o jedną drużynę i sprawę dodatkowego spadku odłożyć do za rok). Skoro w pucharze opolskie drużyny mogły grać z Wodzisławiem, to czemu nie miałyby tego robić w lidze? Że więcej się najeżdżą? A kogóż to obchodzi, przecież i tak same za to zapłacą. OZPN swoje już przez te parę sezonów pozbierał, więc może mu być tylko żal, że ekstra kasa się skończy.
A może sprawę rozwiąże sama Odra robiąc fuzję z jakimś klubem z ekstraklasy? Na przykład z Widzewem? Widzew co prawda spadł do II ligi, ale w przypadku Wodzisławia byłby to znowu awans. No i OZPN pozbył by się problemu.