Na kolejkę przed końcem Polonia Głubczyce mogła zapewnić sobie awans, jednak wysoko przegrała w Ozimku, który szans na awans nie ma już wcale. Przegrały także Starowice, a to wszystko razem sprawia nieodparte wrażenie, że awansować z tej ligi nie chce nikt.
Powody oczywiście ku temu są i to wcale nie byle jakie. Nie od dziś wiadomo, że przeskok między V, a IV-tą ligą jest niesamowity. V liga to liga regionalna obejmująca tylko nasze, nieduże przecież, województwo, IV liga to, pomijając wyższy poziom, wyjazdy na pół Polski i wiążące się z tym koszty oraz czas. Opolskie drużyny nie raz już próbowały zawojować tę ligę, najczęściej jednak ich boje kończyły się niepowodzeniem zakończonym jednorocznym w niej pobytem, po którym od nowa przeliczano klubowe budżety.
Oficjalnie nikt nie powie, że nie chce awansu, nieoficjalnie jednak krążą wieści, powtarzane przez sympatyków futbolu, że ewentualny awans związany z wygraniem V ligi jest poważnym kłopotem i rozsądniej wydaje się ligi nie wygrać, by nie pogrążyć klubu. Nie inaczej jest i w tym sezonie. Poczta pantoflowa niesie, że ani Głubczyce, ani Ozimek awansem zainteresowane nie są, tym bardziej, że ćwiczyły go już w poprzednich sezonach i okazało się, że gra nie jest warta po prostu świeczki. Drużyna z Ozimka mogła awans zapewnić sobie dużo wcześniej, podobnie jak i Polonia, wygląda jednak na to, że mistrzem opolskiej V ligi jest nie ten, kto ją wygra, ale ten, kto mogąc to zrobić nie wygra jej tak, by nikt nie domyślił się, że zrobił to specjalnie. W rezultacie finisz najwyższej klasy rozgrywkowej opolskiego regionu miast być pasjonującym finiszem, w którym najlepsze konie ścigają się do samego końca mijając metę o włos od siebie, przypomina bardziej wyścig żółwi, z których żaden nie chce być pierwszy, a frajerem jest ten, kto po ostatniej kolejce zajmie pierwsze miejsce.
Kibice widzą to doskonale, zainteresowane osoby pewnie mogłyby sporo na ten temat powiedzieć, a OZPN i PZPN zdaje się tematu nie widzieć i udaje, że nic się nie dzieje. A problem jest dość prosty w swojej istocie z prostą w zasadzie przyczyną, którą jest zbytnia centralizacja IV ligi, która ma tylko cztery grupy obejmujące swoim zasięgiem całą Polskę. Przeskok między IV ligą a V-tą jest zbyt duży. Drużyna, która w V lidze jeździ na mecze kilkadziesiąt kilometrów po awansie musi jeździć nawet na drugi koniec Polski (np. z Bielska aż pod prawie Szczecin) i jest to bariera często decydująca. OZPN nie ma za bardzo na to wpływu, taki podział wynika z reformy zaproponowanej kilka lat temu przez Bońka i PZPN. Nie bez przypadku większość wojewódzkich związków na swoich terenach podzieliła V ligę na dwie grupy, i to bynajmniej nie po to, by więcej drużyn mogło w niej grać, ale po to, by grupy były mniejsze terytorialnie i obejmowały swoim zasięgiem obszar dawnych województw, które były dużo mniejsze niż obecnie. Opolskie jest tu wyjątkiem, ale to dlatego, że samo jest jednym z najmniejszych województw. Proszę sobie wyobrazić województwo wrocławskie (dolnośląskie) z jedną grupą i np. Oławą, która musi na mecz jechać do Zgorzelca. I to tylko dlatego, że w poprzednim sezonie obie drużyny okazały się najlepsze w swojej klasie W. Nawet w województwie katowickim (śląskim) utworzone są dwie grupy. Wojewódzkie związki czują więc bluesa i starają się przystosować formę rozgrywek do możliwości klubów, trudno jednak o takie przyjazne dostosowanie do rozgrywek centralnych, w sprawie których decydujące i w zasadzie jedyne słowo ma PZPN. Efektem dzielenia grup wojewódzkich V ligi jest ostatecznie konieczność rozgrywania na koniec barażów, by wyłonić jednego zwycięzcę, a to też nie sprzyja tworzeniu pozytywnego klimatu wokół piłki, bowiem sprawę awansu stawia się na łasce nie tyle solidnego przygotowania do całego sezonu, co jest istotą promocji, a dość przypadkowego rezultatu dwumeczu na koniec rozgrywek, który może położyć cały plan na łopatki i kłóci się z elementarnym poczuciem pojęcia nagrody i kary za wysiłek w całym sezonie. Być może jednak ten dodatkowy baraż jest ceną, którą warto zapłacić za to, że rozgrywki są przyjaźniejsze, tańsze, mniej wymagające i które sprawiają klubom frajdę, a nie mordęgę i barierę nie do przeskoczenia.
Gdyby IV liga miała osiem grup, to wtedy opolskie byłoby razem z katowickim, a wrocławskie z zielonogórskim. Do każdej takiej grupy mogłyby awansować po cztery drużyny, u nas np. jedna z regionu opolskiego, jedna z katowickiego, jedna z częstochowskiego i jedna z bialskiego. Podobnie mogłoby być i w pozostałych regionach kraju: zamiast jednej, dużej V ligi, kilka mniejszych z bezpośrednim awansem ich mistrzów do IV ligi. Starsi kibice pamiętają, że kiedyś tak było. Kiedyś w takim formacie grała III liga, do której awansowało się bezpośrednio z klasy okręgowej. I wydaje się, że było to dobre rozwiązanie.
Może warto do niego wrócić?