Szukając jakiegoś meczu do pooglądania w niedzielne popołudnie, wybór padł na mecz nyskiej klasy B, w którym LZS Polski Świętów grał z Sudetami Moszczanka. O wyborze tego spotkania zadecydowały dwa powody. Pierwszy, to taki, że nigdy nie byłem na boisku w Polskim Świętowie. Drugi, to z kolei taki, że obie drużyny były przed tym meczem wysoko w tabeli z szansami na awans do klasy A. W III grupie nyskiej klasy B sytuacja jest trochę skomplikowana, bo zespoły z czołówki rozegrały do tej pory różną liczbę spotkań. Sudety po rozegraniu 18 spotkań, w których zdobyły 34 punkty, były na 4. miejscu i traciły do lidera 3 punkty. Polski Świętów rozegrał 17 meczów i miał 33 punkty, co dawało mu 5-te miejsce. Spodziewałem się więc niezwykle zaciętego meczu.
Od początku sezonu wiedziałem, że mecz Odry Opole z BKS Stal Bielsko-Biała będzie ciekawy pod względem kibicowskim. Dlatego dawno zaznaczyłem go w moim kalendarzu, w którym rzadko coś planuję z wyprzedzeniem. Okazało się jednak, że spotkanie to było jeszcze bardzo ważne ze względów piłkarskich. Przed tym meczem Odra była na II miejscu a BKS na IV. Każda z tych drużyn koniecznie musiała wygrać, jeśli chciała liczyć się dalej w walce o awans. Od dłuższego czasu było widać mobilizację w obu ekipach kibicowskich. Na stadionie zasiadło 1500 widzów, co jest niezłym wynikiem, jak na mecz na 4-tym poziomie rozgrywek. W sektorze gości pojawiło się 330 widzów. Kibiców z Bielska wsparli fani: Zagłębia Sosnowiec, Miedzi Legnica, a nawet Legii Warszawa. W sektorze gospodarzy tradycyjnie byli też kibice Polonii Bytom i Zagłębia Lubin. Byli też goście z węgierskiego Sopronu.
Tomasz Rak drugi sezon jest trenerem Czarnych Otmuchów. W poprzednim uratował swój zespół przed spadkiem z V ligi. Dla Czarnych był to sukces, bo byli beniaminkiem. Ten sezon przeszedł najśmielsze oczekiwania wszystkich, bo zespół z Otmuchowa jest wiceliderem, a w ostatniej kolejce rozbił 4-0 lidera z Graczy. Było to kolejne szóste zwycięstwo. - Jak na razie wszystkim to się podoba i nikt nie myśli, co będzie dalej. Jeżeli sportowo uzyskamy awans, to będzie dużym sukcesem, ale trzeba będzie się zastanowić, czy podołamy takiemu wyzwaniu jak gra w III lidze – mówi Tomasz Rak o szansach na grę w lidze międzywojewódzkiej, w której w XXI wieku nie grała jeszcze żadna drużyna z powiatu nyskiego.
O co w tym sezonie grają Czarni Otmuchów?
Tomasz Rak: - Naszym celem na ten sezon jest wywalczenie miejsca w pierwszej czwórce.
Wracając w niedzielę z wyprawy, w czasie której pooglądaliśmy 3 mecze w sobotę (1 w Czechach a 2 na Górnym Śląsku) wybrałem się na mecz do Racławiczek. Tam miejscowy LZS Racławiczki podejmował LZS Niwnica-Konradowa. Gospodarze byli przed tym meczem liderem VI grupy opolskiej klasy A. Goście byli na VI miejscu.Zaskoczył mnie trochę wygląd stadionu, a jeszcze bardziej frekwencja na nim, która była bardzo wysoka. Mecz oglądało około 410 ludzi (tylu naliczyłem). Nie wszyscy byli na stadionie, bo wielu z nich stało poza jego ogrodzeniem.
Mecz Odry Wodzisław z Odrą Opolem zapowiadał się bardzo ciekawie. Przede wszystkim liczyłem na dobry doping w wykonaniu obu grup kibiców. Na stadionie w Wodzisławiu byłem kilka lat temu, gdy gospodarze grali z Wisłą Kraków. Wtedy był komplet na trybunach (4,5 tysiąca). Tym razem było też nieźle, bo pojawiło się 800 widzów. Oglądana przez nas porażka Pniówka w Pawłowicach pokazywała, że jak opolska Odra wygra ten mecz, to będzie mieć duże szanse na awans do III ligi. Na meczu w Wodzisławiu pojawiła się prawie dwustuosobowa grupa kibiców z Opola.
Na finał Pucharu Polski we Wrocławiu pojechaliśmy z Nysy w 5 osób. Organizatorem wyjazdu był Jacek, który był kierowcą i zakupił nam kilka dni wcześniej bilety. Bilety kupował jeszcze innym 5 osobom, które pojechały drugim autem. Gdy w czwartek kupował 7 biletów, to nie udało się dostać nawet dwóch koło siebie. Wiedziałem więc, że stadion się zapełni. Do Wrocławia wjechaliśmy godzinę przed meczem, ale były tak duże korki, że wchodziliśmy na stadion, gdy grano już hymn Polski. Gdyby nasz kierowca nie złamał parokrotnie kodeksu drogowego, to byśmy chyba na II połowę zdążyli. Tym razem zasiedliśmy na sektorze C, czyli tym wzdłuż boiska. Siedzieliśmy dokładnie na środku. Wybrałem ten sektor, żeby móc filmować i fotografować kibiców obu zespołów (szkoda, że na Śląsk nie pozwalają wnosić aparatów z wymiennymi obiektywami). Do tego na finał PP bilety były tańsze niż na ligę. Za bilet zapłaciłem 30 zł.
Od dłuższego czasu wybierałem się na mój pierwszy mecz do Niemodlina. Dziś (1 maja) okazja była wyjątkowa, bo doszło tam do spotkania na szczycie opolskiej klasy A. Lider tabeli (Sokół Niemodlin) podejmował wicelidera ze Skoroszyc. Gdyby Plon wygrał w Niemodlinie, to objąłby prowadzenie w lidze. Trzeba pamiętać, że zespół ten jest beniaminkiem w tej lidze. Wyjazd na ten mecz mnie nie rozczarował. Już na wejściu spotkała mnie miła niespodzianka, czyli to, że Sokół ma bilety. 3 złote za wejściówkę, to rozsądna cena. Stadion, jak na klasę A, prezentuje się nieźle. Na trybunach zasiadło około 200 widzów. Niestety dopingu tam nie ma, ale to w moich okolicach jest normą.
Spotkanie było atrakcyjne, godne miana meczu na szczycie. Było widać, że oba zespoły wiedzą, co to taktyka meczowa. Do tego zagrały z dużym zaangażowaniem. Goście grali defensywnie, ale starali się groźnie kontratakować. W pierwszej połowie jedyną bramkę zdobyli gospodarze. W tej części meczu doszło do grupowej bójki pomiędzy piłkarzami obu drużyn.
Juvenia Głuchołazy w tamtym sezonie grała w play-outach i po pasjonujących meczach utrzymała się w III lidze. Ten sezon był zdecydowanie lepszy, bo po rundzie zasadniczej zajęła III miejsce i zagrała w play-offach z drugim w tabeli Miliczem. Dwa pierwsze mecze zespół z Głuchołaz przegrał w Miliczu do zera. Podobnie, jak oba spotkania w rundzie zasadniczej. Liczyłem, że w tym meczu powalczy o zwycięstwo. Niestety w fatalnym stylu Juvenia przegrała 0-3. W żadnym secie nie zdobyła nawet 20 punktów.
Arkadiusz Fluder, to piłkarz młodego pokolenia, który gra w Sparcie Paczków. Był już testowany przez takie kluby, jak Ruch Zdzieszowice i Odra Opole. - Na pewno, jeżeli pojawi się taka możliwość będę chciał spróbować – mówi, gdy pytam go, czy chciałby trafić do klubu z wyższej ligi. Dodaje jednak, że cieszy się, że może grać w swoim mieście.
Jakbyś przedstawił piłkarza Arkadiusza Fludera?
Arkadiusz Fluder: - Piłka to moja pasja, lubię spędzać czas na boisku. Piłkarze grają na najwyższym poziomie, więc wydaje mi się, że to słowo do mnie, póki co nie pasuje, zostańmy więc, że jestem kopaczem.
Zima w tym roku daje się we znaki piłkarzom i kibicom. Zaplanowane mecze na trzeci dzień wiosny w większości odwołano. Będąc spragnionym piłki na żywo, udałem się na mecz do Opola, gdzie walcząca o awans Odra podejmowała Górnika Wesoła. Na meczu nieźle się wymarzłem. Było minus 8. Takich jak ja było około 400. Byli zapewne rozczarowani wynikiem, bo Odra zremisowała 1-1. Jej zawodnikom nie można odmówić braku ambicji w tym meczu. Jednak pod względem czysto piłkarskim wypadli dość słabo. Do przerwy przegrywali 0-1 i byli słabsi od zespołu gości. Po przerwie zagrali z dużo większym zaangażowaniem i zdobyli wyrównującą bramkę, której autorem był Sebastian Deja.
W piątek dostałem propozycję wyjazdu do Kęt , gdzie miejscowy Kęczanin podejmował zespół Stali Nysa. Mecz zapowiadał się fantastycznie, bo zwycięzca zapewniał sobie grę w play-offach, a przegrany był skazany na play-outy. Takiej okazji odpuścić nie mogłem i w sobotę pojechaliśmy do Kęt. Mecz był o 17.00. My byliśmy pod halą już o 15.30. Okazało się, że na mecz wstęp był wolny. Trybuny były już w połowie zapełnione. Na godzinę przed meczem nie było już gdzie usiąść. Ludzie siedzieli na schodach. Dużo osób stało. Był głośny i dobrze zorganizowany Klub Kibica gospodarzy.
Mecz Stali z Czarnymi Radom był szczególny, bo Czarni to lider, a Nysa potrzebowała zwycięstwa do gry w play-offach, czyli głównie do pewnego utrzymania się w lidze. Do tego w swoich najlepszych latach Stal często grała z Czarnymi. Pomimo, że dla gości był to mecz o przysłowiową pietruszkę, to do Nysy przyjechali kibice z Radomia. Byli bardzo dobrze zorganizowani.